Relacje chorych i ich rodzin

W tej części chcielibyśmy, żebyście mogli zapoznać się z historiami osób podobnych do Was samych.

 

Może Ty masz ochotę podzielić się swoim doświadczeniem?

 

Nie ważne czy jesteś “alopecjaninem” czy bliskim osoby chorej.

 

Jesteśmy tu po to, żeby dzielić się swoimi historiami i przeżyciami:

Mamy styczeń 2019, w tym roku miną 4 lata od kiedy choruję. Tradycyjnie zaczęło się od jednego placka na wiosnę 2015 roku, by w grudniu tego samego roku stać się zupełnie łysą, stracić włosy na całym ciele. Sięgając pamięcią do tamtych dni, przypominam sobie strach… Strach o to co będzie dalej, jak będę funkcjonować, jak będę postrzegana, co dalej z moimi planami, marzeniami.
Długo nie mogłam się pozbierać. Leczenie nie działało – straciłam włosy stosując już DCP (Difenylocyklopropenon). Zastanawiałam się nad dłuższym urlopem w pracy, zaniedbałam relacje towarzyskie… Prawdę mówiąc, części znajomych nadal unikam. Nie widzieli mnie od kiedy nie mam własnych włosów, nawet nie wiedzą, że choruję. Krótko mówiąc sądzę, że miałam depresję. Bardzo źle się czułam w swoim ciele i potrzebowałam ciągłych zapewnień męża, że mnie jeszcze kocha i akceptuje. Dla patrzących z boku to może wydawać się dziwne, ale łysienie plackowate podkopało moją pewność siebie. Wiem, że mężowi też nie było łatwo. Widział, jak cierpię i czuł bezsilność, że nie może mi bardziej pomóc.

Kilka rzeczy sprawiło, że poczułam się lepiej. Po pierwsze, zgoliłam włosy, jak jeszcze były jakieś ostatki – uwierzcie, to działa oczyszczająco. Po drugie, skorzystałam z pomocy psychologa. Mimo, że każda rozmowa zaczynała się płaczem, to nauczyłam się mówić o chorobie. Przedtem nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Na każdą wzmiankę o chorobie reagowałam płaczem. Po trzecie zmieniłam pracę. Na rozmowę rekrutacyjną poszłam w nowej peruce, a że wcześniej nikt mnie nie znał, nie wiedzieli, jak wyglądałam jeszcze kilka miesięcy temu. To ja decydowałam, czy, kiedy i komu powiem. I choć mój nowy szef już wie, bo miałam potrzebę podzielić się z nim moją historią, to wciąż czuję się komfortowo. Po czwarte, skupiłam się na tym, na co mam realny wpływ. Łysienie plackowate jest nieprzewidywalne, więc staram się zwrócić siły na to, czego choroba mi nie zabrała. W moim przypadku to czerpanie radości z jazdy na rowerze. Niby banalne, ale wypady rowerowe, wakacje na rowerze bardzo pomagają mi “wywietrzyć głowę” z niepotrzebnych myśli.

W przeciągu tych 4 lat, włosy odrastały mi już 2 razy, nigdy całkowicie nie powróciły, a za każdym kolejnym razem ich utrata bolała równie mocno jak na początku. Dlatego też nie potrafię zaakceptować choroby, ale uczę się z nią żyć. Dla męża, dla dzieci, a przede wszystkim dla siebie.